Shannen Doherty pięć lat temu usłyszała diagnozę – rak piersi. Kiedy informacja została podana do wiadomości publicznej wszyscy fani mocno wspierali aktorkę i trzymali za nią kciuki. W 2017 roku Doherty poinformowała, że zakończyła chemię i że nowotwór jest w stanie remisji. Wydawało się, że już wszystko jest na dobrej drodze – przyjęła nawet ofertę, którą dostała od producentów serialu „Beverly Hills, 90210”, w którym kiedyś grała. Zgodziła się na to przez wzgląd na śmierć Luke Perry’ego – chciała oddać mu hołd. Na planie programu spędzała 16 godzin dziennie i cieszyła się z tego, że wróciła do grania w serialu, który przyniósł jej popularność.
Niestety, słońce zza ciemnych chmur pojawiło się tylko na chwilę. Doherty, po trzech latach od zakończenia chemioterapii, dowiedziała się, że nowotwór znowu zaatakował jej organizm. Opowiedziała o tym w wywiadzie dla programu ABC News „Good Morning America”.
Zobacz także
Doherty o nawrocie raka
Na antenie powiedziała o tym, że ma czwarte i ostatnie stadium nowotworu:
W najbliższych dniach stanie się jasne, że mam czwarte, ostatnie stadium nowotworu. Mój rak powrócił
Powiedziała również, że walczy z chorobą już od roku, ale nie chciała o tym mówić publicznie. Wyznała, że ta diagnoza bardzo mocno na nią wpłynęła
To gorzka pigułka do przełknięcia... Mam dni, w których zastanawiam się: "Dlaczego ja?!", kiedy indziej myślę sobie: "No cóż, dlaczego nie ja? Kto jeszcze? Kto jeszcze na to zasłużył?". Nikt na to nie zasługuje... Moją pierwszą reakcją zawsze jest obawa, jak przekazać tę informację mojej mamie i mężowi
Wyznała dziennikarce, że nie przerwała pracy na planie, ponieważ chciała pokazać, że ludzie, którzy chorują na raka – nadal mają wiele spraw do zrobienia:
Myślałam, że jak wreszcie powiem o tym głośno i będę pracować po te 16 godzin dziennie, ludzie to zobaczą i powiedzą sobie: "Boże, ona i inne osoby w czwartym stadium mogą pracować!". Nasze życie nie kończy się w momencie, w którym poznajemy diagnozę. Wciąż mamy wiele spraw do zrobienia